niedziela, 31 marca 2013

Wesołych Świąt! :)

Witajcie :)

Z całego serca życzę Wam zdrowych, wesołych Świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i wielkiego bałwana zamiast mokrego Dyngusa, skoro mamy śnieg za oknem ;) U Was też śnieg cały czas pada? W moim rodzinnym mieście owszem, ale może to dlatego, że jest położone w Sudetach :)

Zdjęcie pobrano z: http://www.we-dwoje.pl/p/a_i/6/6/6/19014/b/b_10_19014.jpg
Mam teraz strasznie ciężki okres, bo pracuję przy dwóch dużych projektach, piszę pracę licencjacką i urządzam jeszcze pokój po przeprowadzce. W połowie kwietnia czeka mnie jeszcze kilkudniowy wyjazd do Lublina. Nie żebym narzekała, ale brakuje mi przez to czasu na blogowanie - notki piszę w ilościach hurtowych na kilka dni, tak żeby chociaż co drugi dzień coś nowego się tutaj publikowało. Na szczęście jeszcze daję radę w miarę na bieżąco czytać Wasze blogi i odpowiadać na Wasze komentarze. Także z okazji Świąt życzę sobie, żebym z braku czasu nie zaniedbywała tego bloga, zwłaszcza że mam ostatnio mnóstwo ciekawych pomysłów, ale nie bardzo mam kiedy je realizować. Będę się starać iść do celu małymi kroczkami, a co ;)

Piszcie co u Was i jak spędzacie Święta, bo jestem tego bardzo ciekawa :)


sobota, 30 marca 2013

Ulubieńcy marca

Hej :)

Zaczęłam się zastanawiać, czy w moim przypadku notki o ulubieńcach nadal mają sens, bo większość opisywanych co miesiąc kosmetyków to ulubieńcy stali i ciągle się powtarzam. W tej notce na przykład ciągle odsyłam Was do ulubieńców lutego, w których rozpisywałam się o moich ulubieńcach stałych bardziej szczegółowo, żeby się nie powtarzać. Może po prostu stworzę za jakiś czas odrębną notkę pt. "Stali ulubieńcy" lub "Kosmetyki Wszech Czasów" :P Jak macie jakąś sensowną koncepcję, dajcie znać w komentarzu, a teraz przejdźmy do tej niezbyt wybitnej notki.



Notka z ulubieńcami lutego znajduje się TUTAJ.

Pielęgnacja



1) Suchy Szampon Batiste, wersja Medium - tutaj akurat mamy nowość. Jest to suchy szampon dla brunetek. Wersji dla rudzielców jeszcze nie stworzyli, więc wybrałam właśnie tą. Faktycznie nie zostawia jasnych śladów na włosach. Używam tego szamponu w sytuacjach awaryjnych, gdy włosy mam nieświeże i zaraz muszę wyjść - psikam je wtedy dość intensywnie tym szamponem, potem przez 30 sekund wmasowuję w skórę głowy i fryzura wygląda jak 24 godziny wcześniej. Włosy wyglądają na czyste i są lekko uniesione, ale nie jest to efekt taki jak zaraz po umyciu włosów i mycia nam ten szampon nie zastąpi. Na awaryjne sytuacje jest natomiast rewelacyjny i z pewnością będę do niego wracać.

2) L'Biotica Biovax, Dwufazowa odżywka w spray'u Latte Quick, Odbudowa osłabionych włosów + proteiny mleczne - więcej o niej w ulubieńcach lutego.

3) L' Biotica Biovax, Intensywnie regenerująca maseczka do włosów Latte - o niej również słów kilka zawarłam w notce z ulubieńcami lutego.



4) Masło do ust Nivea Vanilla & Macadamia. Recenzja TUTAJ.

5) Szampon Babydream - znów odsyłam do ulubieńców lutego. Dodam tylko, że w marcu zaczął używać tego szamponu również mój chłopak i też bardzo go sobie chwali.



6) Balsam do ciała Neutrogena, Intense Repair, Intensywnie regenerujący balsam - pisałam o nim w poprzednich ulubieńcach.

7) Kokosowy olejek do ciała Alverde - stosuję go jako olejek do ciała, czyli zgodnie z przeznaczeniem. Nie zauważyłam, by jakoś szczególnie działał na moje włosy. Po kąpieli natomiast mieszam olejek z balsamem, co bardzo zwiększa właściwości nawilżające balsamu. Szczególnie zgrany duet stanowi ten olejek i balsam do ciała Neutrogena, który jest niemal bezzapachowy.



8) Avon Planet Spa, Zmiękczający krem do stóp i łokci z kwasami AHA - pisałam o nim w lutym.

9) Olejek łopianowy z czerwoną papryką Green Pharmacy - rozpisuję się o nim od dawna, na pewno znajdziecie o nim słów kilka w ulubieńcach lutego.



10) Bio-ochronny krem na zimę Flos Lek - pisałam o nim w ulubieńcach lutego.

11) Żel miceralnuy Be Beauty - więcej o nim w ulubieńcach lutego.


Kolorówka



1) Paleta NYX Smokey Eye One Night In Morocco - długo, oj długo ta paletka leżakowała u mnie niemal nieużywana. Jakoś tak wyszło, że w marcu miałam ochotę na minimalistyczny makijaż oka w postaci kreski i wytuszowanych rzęs i jeżeli już zmuszałam się do sięgania po cienie, by nie wyjść z wprawy, powstawały na moich powiekach same nudziaki, dlatego ta paletka bardzo się przydała. Niby producent stworzył ją do wieczorowego smokey, ale ja do wieczorowego makijażu nie używałam jej ani razu i najlepiej mi ona pasuje do makijaży dziennych (choć wieczorowe też spokojnie można nią stworzyć). Cienie mają ładne neutralne kolory, nie osypują się, są dość trwałe. Podoba mi się ich aksamitna konsystencja. Niestety moim zdaniem z całej palety godne uwagi są tylko cienie - baza jest do niczego, a szminki mają fatalną pigmentację. Do ulubieńców zaliczam zatem tylko cienie.

2) Paleta cieni Sleek Au Naturel - kolejna paletka przez długi czas tratowana przeze mnie po macoszemu, choć była moją naczelną paletką wyjazdową, ze względu na neutralne kolory, którymi można wyczarować makijaż dzienny i wieczorowy, oraz ze względu na duże lusterko. Wpisała się w moją fazę na makijaż nude, no i towarzyszyła mi na wyjazdach i w czasie przeprowadzki, gdy wszystkie inne cienie były spakowane do kartonu. Lubię tę paletkę ze względu na duży wybór jasnych i ciemnych odcieni, matów i pereł. Jakość też jest niezła. Czegoś mi jednak w niej brakuje - kolorów pośrednich, bo widzę w niej tylko kolory jasne i ciemne. Wiem, że można mieszać i tak właśnie robię, ale ze 3 pośrednie kolory byłyby sporym ułatwieniem.



3) Szminka Rimmel Lasting Finish, 070 Airy Fairy. Recenzja TUTAJ.

4) Maskara Maybelline The Falsies Volum, wersja wodoodporna - maskara, która ratuje mnie podczas reaktywacji zimy, kiedy moje wrażliwe oczy po wyjściu na zewnątrz łzawią niemiłosiernie. Faktycznie jest wodoodporna i chwała jej za to, bo mogę wreszcie zapomnieć o efekcie pandy. Całkiem ładnie też podkręca i wydłuża rzęsy. Nie zauważyłam większego pogrubienia. no i trzeba z nią uważać, bo może sklejać, jak to maskara wodoodporna.

5) Kredka do brwi Catrice, 020 Date With Ash-ton - o niej w ulubieńcach lutego.



6) Mineralny podkład kryjący Annabelle Minerals, Natural Light - recenzowałam TUTAJ podkład w tej samej formule, ale innym kolorze. Działanie jest identyczne. Kolory z gamy Natural jednak bardziej mi odpowiadają niż Beige, bo wpadają lekko w żółć i są nieco jaśniejsze.

7) Róż Avon Ideal Luminous, Peach - pisałam o nim w ulubieńcach lutego.

Jak widzicie coraz więcej u mnie rutyny w kwestiach urodowych. Chociaż to, że mam pewną grupę stałych ulubieńców, dobrze świadczy o tych kosmetykach i na pewno są to produkty, do których będę wracać.

Jacy są Wasi marcowi ulubieńcy? Też macie duże grono stałych ulubieńców? :)


czwartek, 28 marca 2013

Maskara Rimmel Extra WOW Lash

Hej :)


Wczoraj byłam zbyt wyczerpana po powrocie do domu, by skrobnąć dla Was tę recenzję, więc pojawia się ona dzisiaj :) Mowa będzie oczywiście o tuszu do rzęs z kolekcji sygnowanej nazwiskiem Kate Moss - Rimmel Extra WOW Lash. Czy maskara ta faktycznie zasługuje na swoją nazwę? Przekonajcie się w dalszej części recenzji.


Maskarę można kupić praktycznie we wszystkich sieciowych drogeriach. Kosztuje ok. 15 zł (ja na promocji dałam chyba 13 zł).

W opakowaniu znajduje się 8 ml tuszu do rzęs, który możemy używać przez 12 miesięcy od pierwszego otwarcia. Ja wybrałam kolor Extreme Black (nie wiem czy mają jakiś inny jeszcze w tej kolekcji, może Wy mnie oświecicie). Opakowanie standardowe jak na te tańsze tusze Rimmela - wąskie, zgrabne, nie zajmuje dużo miejsca, dobrze leży w dłoni. Po otwarciu przeraził mnie wygląd szczoteczki, a raczej szczoty. Jest wielka i przypomina bardziej tradycyjną, jedynie przy końcu jest skośnie ścięta.


Jak widać na zdjęciu, przy końcu szczoteczki zbiera się nadmiarowa ilość tuszu, którą lepiej jakoś zgrabnie usunąć, by nie ryzykować pobrudzeniem wewnętrznego kącika oka lub nosa.

Z początku tusz miał zbyt rzadką konsystencję, na tyle rzadką, że zaczęłam go używać po niespełna dwóch miesiącach po otwarciu, bo wcześniej tragicznie się odbijał i sklejał mi rzęsy. Można by rzec, że ten tusz jest jak wino - im starszy tym lepszy, do pewnego momentu oczywiście. Gdy trochę zgęstniał naprawdę ładnie malował rzęsy - przede wszystkim mocno je pogrubiał, trochę wydłużał, no i dawał kolor pięknej głębokiej czerni. Nie odbijał się, nie osypywał, czasami trochę sklejał rzęsy, gdy nie poświęciłam aplikacji wystarczającej uwagi (a swoją drogą to aplikacja wymaga trochę wprawy). Aż po 4 miesiącach w końcu wysechł... Na szczęście było go już wtedy naprawdę niewiele w opakowaniu, bo wcześniej używałam go namiętnie. Wydajność jest zatem taka sobie (choć ja w zasadzie większość tuszy zużywam w 2 miesiące, jeżeli w tym okresie używam tylko jednego tuszu).


Czy go polecam? Nie jest to tusz drogi, ale trzeba długo czekać aż zgęstnieje i wymaga wprawy i uwagi przy aplikacji (może byłoby łatwiej gdyby miał silikonową szczoteczkę). Osiągałam nim jednak ładne efekty. Wolę jednak mniej wymagającą i tańszą maskarę Wibo Extreme Lashes, którą osiągałam taki sam efekt (no może bez wydłużenia, na którym zbytnio mi nie zależy) bez większych wysiłków. Decyzja zatem należy do Was.

Ocena: 3/5

Miałyście styczność z tym tuszem, albo z innymi maskarami Rimmel? Byłyście zadowolone?



Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl:


wtorek, 26 marca 2013

DIY: Paleta cieni

Hej :)


Zgodnie z obietnicą przedstawię Wam dwie palety cieni, które wykonałam tydzień temu. Żadna z nich nie jest niestety (albo i stety) magnetyczna. Wiąże się to z tym, że niektóre z moich cieni mają aluminiowe wypraski i nie będą się trzymały w palecie magnetycznej. Postanowiłam więc wszystkie cienie przykleić dwustronną taśmą klejącą (swoją kupiłam w Realu za 2,49 zł). Do przyklejenia można też użyć bezbarwnego mocnego kleju, który nie wydziela intensywnego zapachu (by opary nie szkodziły kosmetykom), zatem może to być na przykład Kropelka (u mnie akurat sprawdza się ona świetnie w naprawianiu biżuterii i rozklejonych pędzli do makijażu).

A oto moje dwie samodzielnie skomponowane palety cieni:


Większość cieni, które umieściłam w paletach, to cienie pojedyncze. Uznałam, że jest to najbardziej praktyczne rozwiązanie, gdyż właśnie tych cieni bardzo mało używałam, bo w porannym pośpiechu nie miałam czasu lub nie chciało mi się szukać i otwierać z osobna każdego opakowania od pojedynczego cienia (zwłaszcza, że niektóre z tych opakowań bardzo opornie się otwierały). Swoje palety wykonałam z pudełek po płytach CD. Najtrudniejszym zadaniem było znalezienie odpowiedniego pudełka w rozsądnej cenie. Chodziło o to, żeby tył pudełka był gładki, bez mocowania na płytę. Płyty takie udało mi się upolować w MediaMarkt. W celu stworzenia palet, usunęłam z ich wnętrza wkładkę, na której trzymała się płyta. Kolejnym trudnym krokiem było wyciągnięcie cieni z opakowań. Podważałam cienie pilnikiem lub cienkimi małymi nożyczkami do paznokci. W trakcie deportacji na szczęście ucierpiały tylko trzy cienie (różowy a palecie po lewej i granatowy cień Miyo i szary cień My Secret z palety po prawej stronie. Reszta zdezelowanych cieni uległa rozmaitym wypadkom w innych okolicznościach ;) Dobrym sposobem deportacji w przypadku cieni w plastikowych paletach jest podgrzanie palety od spodu świeczką lub zapalniczką - wtedy klej łatwiej puszcza. Po wydobyciu cieni ze starych opakowań rozplanowałam ich ułożenie w paletce, przykleiłam je dwustronną taśmą klejącą i paleta gotowa.

Najpierw złożyłam paletę cieni bardziej neutralnych:


Znajdują się tutaj 4 pojedyncze cienie My Secret, 2 pojedyncze cienie Miyo, 3 pojedyncze cienie Catrice, cienie z dwóch trójeczek My Secret i tester poczwórnych cieni Maybelline.


Druga paleta to już bardziej szalone kolory. Znajdują się tu cienie z obu paletek My Secret Lagoon. Na razie ta paleta wygląda dosyć dziwnie, bo cienie są ułożone jeden przy drugim i postało sporo miejsca. Zrobiłam to z rozmysłem, bo chciałam zostawić miejsce na ewentualne nowe nabytki.

Podoba Wam się idea zebrania wszystkich pojedynczych cieni w jedną paletę? A może według Was bardziej praktyczne, czy ładniejsze są oryginalne opakowania? Bawiłyście się już w takie domowe składanie palet? :)


I po przerwie :)

Witajcie po kilkudniowej przerwie, podczas której strasznie brakowało mi blogowania.


Przez te parę dni zdążyłam się przeprowadzić do innej części miasta. Kosztowało nas to sporo wysiłku i nadal zostało nam kilka toreb do rozpakowania, ale jesteśmy już prawie urządzeni. Jestem z tej przeprowadzki bardzo zadowolona, bo mieszkamy teraz w bardzo słonecznym pokoju na poddaszu prywatnego akademika. Pokój ten jest większy od tego z poprzedniego mieszkania, więc mam w nim więcej miejsca, no i więcej możliwości na robienie sensownych zdjęć, zwłaszcza że długo świeci tu słońce (okna wychodzą na południe i zachód, a w poprzednim mieszkaniu mieliśmy okno na północ). Jestem jeszcze zmęczona po tej przeprowadzce, ale efekty naprawdę mnie zadowalają, więc jak tylko dojdę do siebie, będziecie mogły podziwiać zdjęcia na ładniejszym tle i w lepszej jakości, a przynajmniej taką mam nadzieję ;)

Przez te kilka dni nieobecności udało mi się również zdać egzamin na prawo jazdy. Co prawda za trzecim razem, ale uważam że to i tak dobry wynik, bo w toruńskim WORD ciężko się teraz zdaje. W ogóle jeszcze do końca nie dociera do mnie, że mi się udało - pewnie dotrze jak już odbiorę gotowy dokument i zacznę jeździć bez instruktora.

Jak już jesteśmy przy news'ach to mogę jeszcze powiedzieć, że w ramach nowej współpracy testuję srebro koloidalne - już dawno naczytałam się o tym specyfiku wiele dobrego, ale jakoś nigdy nie zdecydowałam się po niego sięgnąć. Skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam go wypróbować w nadziei, że może właśnie ten środek poskromi do reszty mój trądzik.

Pewnie w ciągu paru dni pojawi się notka o obecnej organizacji i stanie mojej pseudo-toaletki (na razie zdradzę, że mieści się ona w drewnianej komodzie). Planuję też wpis o przed-przeprowadzkowym denku. Nadrobię też (pewnie jeszcze dzisiaj) obiecaną już wcześniej notkę o własnoręcznie wykonanych przeze mnie paletach cieni. No i na pewno pojawi się mnóstwo recenzji, bo mam w tej dziedzinie spore zaległości. Mam nadzieję, że nie będziecie miały dość mojej pisaniny i zostaniecie ze mną :)

Podzielcie się tym co u Was słychać :)


czwartek, 21 marca 2013

Rozdanie na blogu Vanessy Zalewskiej

Hej :)

Znowu piszę późno i tym razem nie przychodzę z żadną recenzją czy makijażem. Ale może ten post wniesie trochę w Wasze życie, bo chciałabym Was poinformować o rozdaniu u Vanessy Zalewskiej (http://vnesia.blogspot.com/), w którym do wygrania są słynne meteoryty Guerlain w kolorze Teint Rose - a nóż któraś z Was wygra ;) Ze szczegółami zapoznajcie się na blogu Vanessy: http://vnesia.blogspot.com/2013/02/przygotowaam-dla-was-nagrode-ktora.html#comment-form


Tymczasem mam nadzieję, że jutro znajdę czas, żeby napisać Wam jakąś recenzję, albo chociaż pochwalę się własnoręcznie zrobioną paletką cieni, którą zmontowałam wczoraj - według mnie wygląda nieźle i na pewno jest bardzo praktyczna ;)

Tymczasem życzę dobrej nocy i powodzenia w rozdaniu :)


wtorek, 19 marca 2013

Flos Lek, Żel ze świetlikiem lekarskim do powiek i pod oczy

Witajcie :)

Nie dość, że wczoraj mnie tu nie było, to jeszcze dziś piszę o tak późnej porze. Musicie mi to wybaczyć, bo przygotowuję się do przeprowadzki, która nastąpi już w tę niedzielę. Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę :) Tylko muszę dojść teraz do porządku z tą wielką stertą moich rzeczy. Półki w naszym pokoju powoli pustoszeją. Jednak będziemy mieszkać w słonecznym pokoju na poddaszu. Będę mieć tam znacznie więcej miejsca na moje kosmetyki, no i będą lepsze warunki do zdjęć - nareszcie! :)

No ale przejdźmy do recenzji, bo ja tu znowu o sobie, a w tytule jak byk napisałam "Flos Lek, Żel ze świetlikiem lekarskim do powiek i pod oczy" :P No to mowa o sławetnych żelach do powiek i pod oczy wspomnianego producenta. Przedstawię Wam dzisiaj dwa warianty tego kosmetyku, bo akurat tyle posiadam. 

Pierwszy wariant to żel ze świetlikiem lekarskim  i rumiankiem. Ma on łagodzić podrażnienia, zaczerwienienie i pieczenie okolic oczu. Drugi żel zawiera świetlik lekarski i chaber bławatek i jest przeznaczony dla osób pracujących przy komputerze. Dzięki niemu okolice oczu mają być zdrowe, wypoczęte oraz wolne od podrażnień i obrzęków.



Moja opinia:

Żel zapakowany jest w mały, wygodny słoiczek, z którego łatwo go wydobyć. Nie mam co do opakowania żadnych zastrzeżeń.



Żel jest zdatny do użytku do 3 miesięcy po pierwszym otwarciu. Można stosować go 2 razy dziennie, więc przeciętny śmiertelnik powinien być w stanie samodzielnie zdenkować go w tym czasie - ilość w opakowaniu (10 g) wydaje mi się odpowiednia właśnie na jakieś 3 miesiące codziennego używania. Ja używam tego żelu wspólnie z moim chłopakiem i wystarcza nam on na 2 miesiące, przy czym ja stosuję żel 2 razy dziennie, a mój chłopak 1 raz dziennie.



Oba żele są bezzapachowe i mają konsystencję galarety w żółtym kolorze. Po nabraniu na palec stają się nieco bardziej rzadkie. Bardzo dobrze rozprowadzają się na powiekach i pod oczami. Szybko się wchłaniają i nadają się do aplikowania pod makijaż. Już 1-2 minuty po nałożeniu mogę przystąpić do makijażu oczu (choć zwykle czekam dłużej, bo krem do twarzy z kolei tak szybko się nie wchłania ;)).



Jeśli chodzi o działanie, to w przypadku obu żeli jest ono zbliżone. W moim przypadku łagodzą one podrażnienie powiek po demakijażu wieczorem, zaś rano pomagają mi zlikwidować obrzęk powiek (mam z tym problemy po przebudzeniu, ponieważ mam chorą tarczycę). Mój chłopak z kolei ma problemy z pieczeniem powiek i uczuciem gorąca na powiekach. Różnica w działaniu tych żeli jest taka, że wersja z chabrem bławatkiem dodatkowo daje przyjemne uczucie chłodzenia, przez co ma się wrażenie że właśnie ona lepiej działa. Faktycznie działanie jest zbliżone, ale mojemu chłopakowi akurat uczucie chłodzenia robi różnicę, skoro ma problemy z piekącymi, gorącymi powiekami (zapewne od pracy przy komputerze właśnie). 



Żele do powiek Flos Lek można kupić w wielu drogeriach i aptekach. Wersja w słoiczku kosztuje ok. 7 zł za 10 g.

Jesteśmy z działania tych żeli naprawdę zadowoleni. Ze względu na komfort powiek mojego chłopaka nie powrócimy już do wersji z rumiankiem, ale wersję z chabrem na pewno jeszcze kupimy.

Ocena: dla wersji z rumiankiem 4/5, dla wersji z chabrem 5/5.

Miałyście do czynienia z żelami do powiek Flos Lek? Które warianty wypróbowałyście? :)




Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl:


niedziela, 17 marca 2013

Makijaż okolicznościowy w fioletach - nowości w akcji! :)

Hej :)


Dziś moje małe makijażowe wypociny. Chciałam Wam pokazać kilka nowych kosmetyków w akcji, więc musiałam wreszcie coś zmalować. Od jakiegoś czasu miałam ochotę wypróbować makijaż okolicznościowy w moich ukochanych fioletach, ale tym razem w nieco cieplejszym wydaniu, dlatego prym wiedzie tutaj mój ulubiony cień z palety Sleek Oh So Special - Gateau (liliowy opalizujący na złoto, prawie kameleon). I właśnie ten cień łączyłam z fioletami. Co z tego wyszło, zobaczcie same :)



1) Na całą powiekę (również na dolną) nałożyłam bazę pod cienie Kobo.
2) Na całą powiekę nałożyłam matowy jasny różowy cień (Sleek Oh So Special: Pamper).
3) Od wewnętrznego kącika do ok. 2/3 długości ruchomej powieki nałożyłam ciepły liliowy cień opalizujący na złoto (Sleek Oh So Special: Gateau).
4) Zewnętrzny kącik zaczęłam cieniować wrzosowym fioletem z paletki Essence Quatro nr 03 vamp it up (nowość w mojej kosmetyczce, nie wiem czy jest dostępna aktualnie w sprzedaży). Niestety okazał się on tragicznie osypujący i dawał słaba pigmentację na powiece - mimo trzykrotnego nakładania i rozcierania na przemian pozostała tylko bardzo delikatna poświata fioletu. Szkoda! Dalej więc postanowiłam działać sprawdzonym już intensywnym fioletem Sleeka (Sleek Darks: Highness). Kolorem tym delikatnie podkreśliłam również załamanie powieki.
5) Żeby lepiej wymodelować zewnętrzny kącik i załamanie użyłam ciemnego śliwkowego fioletu (Sleek Darks: Villan.
6) Brzegi fioletowego cieniowania roztarłam średnim chłodnym matowym brązem (Sleek Oh So Special: Boxed).
7) Pod łuk brwiowy i w wewnętrzny kącik nałożyłam satynowy cień w kolorze dość ciemnego ecru (prawie wanilii) z palety NYX Matte Smokey Look One Night In Morocco.
8) Granice między cieniowaniem powieki i cieniem rozświetlającym roztarłam satynowym beżowym cieniem z tej samej palety NYX. Cieniem tym roztarłam też górną granicę liliowo-złotego cienia.
9) Na zewnętrzną część dolnej powieki nałożyłam fiolet (Highness). Na środek dolnej powieki nałożyłam cień Gateau (liliowo-złoty), zajął on ok 1/2 długości powieki. Przy wewnętrznym kąciku cień ecru z palety NYX. Dokładnie roztarłam wszystkie granice.
10) Wzdłuż górnej linii rzęs narysowałam delikatną kreskę czarnym eyelinerem w pisaku Maybelline Master Precise (w sumie można było się pokusić o mocniejszą kreskę, ale już mówi się trudno). Jest to mój pierwszy eyeliner w pisaku i mam go dopiero od kilku dni. Całkiem nieźle spisuje się w akcji i dziecinnie łatwo rysuje się nim kreski.
11) Na linię wodną aż do wewnętrznego kącika naniosłam perłowy złoty pigment Kobo nr 507 Gold Dust. Chciałam żeby miał płynną konsystencję, więc rozcieńczyłam go Duraline Inglota.
12) Rzęsy wytuszowałam wodoodporną maskarą Maybelline The Falsies Volum Express (kolejna nowość).


13) Brwi podkreśliłam kredką Catroce 020 Date With Ash-ton.
14) Pod oczy nałożyłam korektor rozświetlający Lancaster Infinite Bronze w odcieniu 001 - znowu nowość, świetnie rozświetla i daje średnie krycie (nie poradził sobie w zupełności z moimi zasinieniami, ale i tak jest nieźle).
15) Na całą twarz nałożyłam znany już Wam pewnie do znudzenia na moim blogu krem BB marki Bell w kolorze 010 Nude. Jeśli macie go dosyć, nie martwcie się - właśnie mi się kończy i chcę go zdenkować przed przeprowadzką :P
16) Na niedoskonałości nałożyłam korektor w sztyfcie Miss Sporty w kolorze 01.
17) Korektory i krem BB utrwaliłam mineralnym sypkim pudrem transparentnym do cery tłustej i mieszanej marki Jadwiga.
18) Twarz wykonturowałam bronzerem Hoola marki Benefit (nowu nowość).
19) Na szczyty kości policzkowych, grzbiet nosa, łuk Kupidyna i szczyt brody nałożyłam rozświetlacz Mary-Lou Manizer marki The Balm (i kolejna nowość, chyba moja ulubiona z wszystkich ostatnich nowości kolorówkowych w mojej kosmetyczce).
20) Na policzkach rozprowadziłam mój ulubiony róż, czyli Avon Ideal Luminous w kolorze Peach (chłodna  różowawa brzoskwinia o satynowym wykończeniu).
21) Na usta nałożyłam nowość z wiosennej kolekcji Essence, czyli matową kremową szminkę Essence Stay Matt Lip Cream w kolorze 01 Velvet Rose. Mała rada: Wiem, że wiele z Was narzeka, że nieciekawie ta szminka wygląda na ustach. Ja z początku też miałam z nią problemy. Przede wszystkim usta muszą być wcześniej nawilżone balsamem, a przed nałożeniem szminki trzeba rozprowadzić na ustach odrobinę podkładu (wtedy kolor będzie lepiej wyglądać). Szminkę należy nakładać naprawdę cienką warstwą (choć wiem, że to może być trudne, bo aplikator nabiera dużo produktu). Żeby bardziej równomiernie się rozprowadziła, ja po nałożeniu zaczynam cmokać ustami, wciągając przy tym wargi do środka (wiem, że brzmi śmiesznie, ale działa). Zwykłe pocieranie o siebie warg nic nie da. No i jeżeli po tym coś nam się jeszcze nie podoba w konsystencji i równomierności rozprowadzenia koloru, nadmiar szminki należy odcisnąć w chusteczkę higieniczną (jak odciśniemy za dużo, zawsze możemy dołożyć jeszcze szminki z opakowania). Powinno pomóc :)


Gratuluję tym, które przebrnęły przez te wspaniałe 21 punktów :D A dla tych, którym nie chce się czytać, zamieszczam jeszcze spis samych kosmetyków - może któryś z nich Was interesuje i zobaczycie na zdjęciach jak spisuje się w akcji :)

Lista kosmetyków:
  • Bell, BB Cream Skin Adapt, 7 in 1 Make-Up, 010 Nude
  • Korektor w sztyfcie Miss Sporty So Clerar, 01
  • Korektor rozświetlający Lancaster Infinite Bronze Illuminating Concealer, 001
  • Mineralny sypki puder transparentny do skóry tłustej i mieszanej Jadwiga
  • Miniatura bronzera Benefit, Hoola
  • Rozświetlacz The Balm, Mary-Lou Manizer
  • Róż Avon Ideal Luminous, Peach
  • Kredka do brwi Catrice, 020 Date With Ash-ton
  • Baza pod cienie Kobo
  • Paleta cieni Sleek Darks: Highness, Villan
  • Paleta cieni Sleek Oh So Special: Pamper, Gateau, Boxed
  • Paleta cieni NYX Matte Smokey Look One Night In Morocco: ecru i beżowy
  • Paletka cieni Essence Quatro 03 vamp it up: odrobina fioletu (do opisanej powyżej nieudanej próby)
  • Inglot, płynna baza Duraline
  • Kobo Professional, perłowy pigment nr 507 Gold Dust
  • Eyeliner w pisaku Maybelline Master Precise, Black
  • Maskara wodoodporna Maybelline The Falsies Volum Express
  • Matowa szminka Essence Stay Matt Lip Cream, 01 Velvet Rose.
Jak Wam się podoba makijaż? Muszę przyznać, że nie jestem w pełni zadowolona, bo gdzieś tam wkradły się prześwity w cieniach itp., ale cieszę się, że w końcu mam wenę i wracam do wprawy :) No i nie wiem dlaczego, ale mimo że to makijaż wieczorowy, to kolorystyka trochę kojarzy mi się z wiosną. Jak myślicie? :)


piątek, 15 marca 2013

Porządki w gratach i w życiu :)

Hej :)

Dzisiaj tak trochę niekosmetycznie. Wczoraj nie miałam weny na kosmetyczną notkę, dzisiaj też nie mam. Czasami tak bywa. A to dlatego też, że inne sprawy zaprzątają moją głowę, a w zasadzie jedna bardzo ważna sprawa - zdecydowaliśmy się z moim ukochanym na zmianę mieszkania i chcemy się przeprowadzić najpóźniej zaraz po świętach. Siedzimy więc ciągle w ogłoszeniach, dzwonimy, jeździmy. Nie jest to strasznie męczące, ale zajmuje sporo czasu (dobrze, że sesja się już skończyła). 

Do wczoraj miałam jakieś dziwne poczucie beznadziei, sama nie wiem czemu, bo przecież znaleźliśmy kilka fajnych ofert. Na szczęście dzisiaj to minęło, podczas wizyty w domku przy lesie, niedaleko uniwersytetu (jakieś 3 minuty rowerem i 10-15 minut pieszo), gdzie mielibyśmy wynająć uroczy pokój na poddaszu. Kocham pokoje na poddaszu, dawno w takim nie byłam. Z okien widać łąki i lasy. Jedynym problemem jest odległość od centrum i sklepów (do najbliższego jest ok. 1 km), ale mamy przecież rowery. Warunki jakie oferuje właścicielka są naprawdę świetne - czuję, że chyba się na ten pokoik zdecydujemy. Chcemy obejrzeć jeszcze jedną kawalerkę na początku przyszłego tygodnia, bo kusi opcja mieszkania tylko we dwoje, ale w domu pod lasem dzielilibyśmy poddasze tylko z jedną studentką, więc w zasadzie też nieźle. Podoba mi się tamta cicha, spokojna okolica. Odpoczęlibyśmy wreszcie od tego zgiełku za oknem. Nie mogę wyjść z podziwu, że czułam się tam tak zrelaksowana. No i sam pokój jest ładny i duży - miałabym miejsce na swoją toaletkę! :D Cena też jest przystępna, więc mam nadzieję, że do poniedziałku nikt nam tego pokoju nie sprzątnie sprzed nosa, jeżeli byśmy się ostatecznie na niego zdecydowali.

Tak czy siak wkrótce czeka nas przeprowadzka, a to pretekst do przejrzenia i uporządkowania naszych gratów :P Ja już rozpaczam jak się zabierzemy z tą masą moich kosmetyków, więc zabrałam się za solidne denkowanie i zapewne pojawi się tu za jakiś czas notka z przed-przeprowadzkowym denkiem. Korci mnie co prawda na parę fajnych kosmetyków pielęgnacyjnych, ale uparłam się, że nie kupuję i koniec - po przeprowadzce pojadę do centrum na wielkie zakupy :D A z tym solidnym denkowaniem, to chyba muszę wykupić korepetycje u Obsession :D

W tym tygodniu do mojej kosmetyczki dokupiłam tylko: wodoodporny tusz do rzęs (akurat się skończył), czarny eyeliner (też się skończył), matowy błyszczyk Essence w kolorze Velvet Rose (była ostatnia sztuka w mojej Naturze a ja koniecznie chciałam ten kolor) i dwie trójeczki cieni My Secret (już wcześniej chciałam te kolory, ale wykupili, a dziś na wyprzedaży były w cenie 3,49 zł za trójeczkę, więc żal nie brać po prostu). Wyczekuję cały czas jeszcze palety cieni Nude marki Catrice, ale w Toruniu na razie jej nie widać, a strasznie się na nią napaliłam.

  • Maskara Maybelline NY, The Falsies Volum Express, Waterproof, Black - ok. 20 zł w Hebe na promocji - 40 %
  • Cienie My Secret Trio Eyeshadow, nr 303 i nr 304 - każde 3,49 zł na wyprzedaży w Naturze
  • Eyeliner w pisaku Maybelline NY Master Precise liquid eyeliner, Black - ok. 15 zł w Hebe na promocji - 40 %
  • Błyszczyk matowy Essence Stay matt lip cream, 01 Velvet Rose - 8,99 zł w Naturze, jest to nowość w wiosennej kolekcji Essence

Dobrze, że kolorówka dużo miejsca nie zajmuje, ale na dodatek Asia z bloga Kolorowy Zawrót Głowy uraczyła mnie jeszcze paczuszką kosmetyków z rozdania, które wygrałam (liliowego lakieru Miyo już używałam i jest po prostu cudny) - patrzcie tylko jakie dobroci :D 

  • Eveline: profesjonalny peeling do rąk i profesjonalna maseczka do rąk
  • Próbka żelu pod prysznic Original Source Lime
  • Próbka kremu do twarzy Bielenda Awokado
  • Próbka masła do ciała Bielenda Granat
  • Lakier do paznokci Golden Rose With Protein nr 336
  • Lakier do paznokci Golden Rose Classics Charming nr 89 - kolor świetny na wiosnę, jasny, pastelowy pomarańcz
  • Lakier do paznokci Miyo Mini Drops w kolorze jasnej lawendy - cudo!!!
  • Cienie Miyo: nr 01 WHITE (matowa biel) i nr 35 OCEAN (matowy ciemny granat)
  • Joanna Naturia, peeling myjący z kiwi - super, nigdy nie miałam do czynienia z tymi słynnymi peelingami, więc chętnie się przekonam co to takiego
  • Mleczko do ciała Alterra, Brzoskwinia i liczi - przyda się, gdy będzie cieplej :)
Przy okazji cieszę się, że mogłam poznać Asię osobiście, bo obie studiujemy w Toruniu :) Żeby nie było - cieszę się, że wygrałam rozdanie, ale mi słabo już jak myślę, że za jakieś 2 tygodnie będę się targać z tym wszystkim na drugi koniec miasta :P kosmetyki mało używane wrzuciłam już nawet na Allegro - może dobrzy ludzie je przygarną ;)

Masakra o jakich duperelach Wam dzisiaj piszę, no ale ciągle myślę o nowym lokum, o przeprowadzce, o ogarnianiu tych wszystkich klamotów. Niby nienawidzę przeprowadzek, ale na tą jakoś się cieszę. Pewnie dlatego, że strasznie nas oboje dobija nasze obecne mieszkanie.

Trzymajcie za nas kciuki! :)

PS: Szykuję notkę o książkach przeczytanych przeze mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, bo faktycznie jakoś nie mogę się dziś przemóc na pisanie o tematyce urodowej. Jutro pewnie postaram się zrobić dla Was jakiś makijaż nowymi kosmetykami, albo przynajmniej wrzucę ich swatche ;)


środa, 13 marca 2013

Nivea Lip Butter: Vanilla & Macadamia

Hej :)

Dziś mam dla Was słów kilka o moim ulubionym od dłuższego czasu mazidle do ust, czyli masełku Nivea Vanilla i Macadamia. Jeżeli jesteście ciekawe co o niej myślę, zapraszam do czytania :)


Masło mieści się w małej metalowej puszce w kształcie dysku. Opakowanie to wygląda jak miniatura klasycznego kremu Nivea. Niektóre dziewczyny narzekają na otwieranie tej puszeczki. Ja nie mam z tym problemu - według mnie wieczko łatwo się ściąga i ani razu otwieranie nie skończyło się zrujnowaniem moich paznokci. Jednocześnie zamknięcie jest solidne i nie ma możliwości, żeby otworzyło nam się w torbie. Zauważyłam tylko jeden minus - puszeczka jest wykonana z dość plastycznego metalu, dlatego ma tendencję do tworzenia się na niej drobnych wgnieceń (w domu raczej nie jest to problemem, bo opakowanie nie ma o co się poobijać, ale gorzej jest gdy ktoś nosi to masło w torebce, jak ja przez jakiś czas.

Moim zdaniem opakowanie to wygląda świetnie - taka mała, metalowa, słodka puszeczka, a w niej mazidło do ust. I w zasadzie to opakowanie najbardziej podkusiło mnie do kupna masła (tak, wiem - czasem jestem głupia i nie myślę racjonalnie, patrz kupno masła dla fajnego opakowania :P).

Dla ciekawych zamieszczam poniżej skład:


Od razu rzuca się w oczy parafina, która jest dość wysoko w składzie. Nie wiem jak Wy, ale ja ten składnik toleruję w produktach do ust - trochę trudnoo to, żeby mnie tam zapchał, a przecież dobrze chroni usta przed zimnem, więc nie oceniam tego na minus. Mamy tu natomiast jeszcze masło shea, olejek rycynowy i olejek ze słodkich migdałów. Moim zdaniem skład jest całkiem przyjemny i co najważniejsze dość krótki.


Samo masło ma barwę białą i gęstą konsystencję, jak na masło przystało. Położone grubą warstwą na usta nieco je rozjaśnia. Pachnie słodką wanilią. Z początku zapach ten był dość intensywny - czułam go, gdy miałam masło na ustach. Po 2 miesiącach używania zapach jakby lekko zwietrzał - nadal go czuć dość mocno w opakowaniu, ale na ustach już słabiej (albo mój nos po prostu się już przyzwyczaił).


Myślę, że to masło jest fajną opcją dla osób, które lubią nawilżać usta bardziej kremowymi mazidłami (jest dużo bardziej miękkie i kremowe niż np. Carmex).

Przy dość intensywnym używaniu masło wystarczy moim zdaniem na ok 3-4 miesiące. Ja używam go tylko w domu i po nieco ponad 2 miesiącach zaczęło być widoczne dno opakowania. Myślę, że wystarczy mi jeszcze przynajmniej na miesiąc.

Jeśli chodzi o działanie, to masło naprawdę przyzwoicie nawilża. Najlepiej działa, gdy nałożymy na usta grubą warstwę na całą noc. Pod makijażem też spisuje się nie najgorzej - cienka warstwa tego masła dobrze zmiękcza usta, ale słabo nawilża (w zasadzie nawilżanie pewnie jest redukowane przez przesuszające właściwości szminki). Gdy z kolei nałożymy na usta nieco więcej masła, jego tłustość może utrudniać aplikację szminki, która jest wówczas mniej trwała i ma słabszą pigmentację.

Moim zdaniem masło świetnie spisuje się na noc i gdy nie wychodzimy z domu lub nie używamy szminki. Pod szminką lepiej sprawdza się u mnie Carmex (choć nie o tej porze roku niestety, przez jego chłodzące działanie).

Ja to masło polecam, bo przyzwoicie nawilża i chroni przed zimnem, do tego ma bardzo fajną konsystencję i przyjemny zapach. Z pewnością wypróbuję jeszcze inne warianty zapachowe - wiosną pewnie zakupię malinę ;)

Ocena: 4,5/5

Testowałyście masła do ust Nivei? Jakie macie wrażenia? :)




Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl:


wtorek, 12 marca 2013

Wibo Nail Obsession: 6 Roziskrzone Niebo

Cześć po raz drugi dzisiaj :)

W tej notce zaprezentuję Wam lakier Wibo Nail Obsession nr 6, czyli Roziskrzone Niebo.





Jak widać na zdjęciach lakier ma odcień dość ciepłego średniego fioletu, który kojarzy mi się z krokusami, czyli jest to kolejny wiosenny kolorek. Odbija światło na niebiesko, co naprawdę trudno uchwycić na zdjęciach, więc musicie uwierzyć mi na słowo. Zresztą ta niebieska poświata jest bardzo delikatna. Do pełnego krycia są potrzebne 3-4 cienkie warstwy lakieru. Jak zwykle, dobrze jest pokryć lakier top coat'em.

Na końcówkach po 2 dniach pojawiają się u mnie delikatne odpryski, zwłaszcza gdy myję naczynia, czy otwieram jakieś pudełka, które trudno się otwierają. Nie jest to zatem lakier szczególnie trwały, ale myślę że jego aplikacja jest nieco przyjemniejsza niż w przypadku pozostałych trzech lakierów z tej serii, które posiadam - schnie nieco szybciej i ma mniejsze tendencje do powstawania odcisków itp.

Czy polecam? Tutaj moja opinia jest taka sama jak w pozostałych przypadkach - lakier nie jest jakiejś świetnej jakości, ale kolor wart jest grzechu. Jeżeli jesteście cierpliwe, możecie spróbować, zwłaszcza że lakier jest tani - 5,99 zł / 8ml. Jednak za podobną cenę możemy kupić  lepsze jakościowo lakiery Golden Rose i będziemy mieć większy wybór kolorów. Mnie w zasadzie do kupna tych lakierów podkusiły wiosenne kolory i świadomość, że lakiery te zostały zaprojektowane przez blogerki, więc chciałam mieć chociaż jeden taki smaczek w swojej szufladce z kosmetykami - ach ta blogerska solidarność :P

Podoba Wam się ten kolorek? Skusiłyście się już na jakieś lakiery z tej edycji?